WIELU CIEKAWI „DLACZEGO KALISHUA?" OTO OPOWIEŚĆ - odpowiedź
Był w moim życiu taki okres, w którym jak za pstryknięciem palcem wyświetlały mi się umysły osobowości z innych epok, innych żyć, tzw. przeszłe wcielenia. Było to dla mnie tak proste, że nazywałam to „wejściem”. Nie różniło się to wiele od wejścia do sali kinowej – ot, otwierasz drzwi i już jesteś w innym miejscu i czasie. Bawiłam się tym, a nawet używałam jako rozrywkę i relaks. Przeskakiwałam lekko z oceanicznej trawy, do pszczoły na kwiatostanie, zakochanej pantery samca, po zalęknionego chłopca z czasów Polski chłopskiej, księżną Aldonę, zakochanego we wnuczce starca, Goethego, kobietę z czasów Jezusa, wojownika z hordy Dżingis-chana, brutalnego gwałciciela z paryskiej rewolucji…
Pewnego dnia wracając po pracy wieczorem autem z Warszawy, gdzieś na wysokości Mińska Mazowieckiego i kawałka autostrady, bardzo zachciało mi się spać. Żeby nie musieć pić kolejnej kawy, pomyślałam: „Ok, to wejdę sobie gdzieś”. Tak oto znalazłam się na pustyni mongolskiej otoczonej wysokimi skalistymi górami. Poczułam wprost niebywałą siłę umysłu, a w zasadzie nieprawdopodobny spokój umysłu, w którym się znalazłam. Byłem wysokim mężczyzną z ogoloną głową i ciemną od słońca skórą. Stałem spokojnie w długich brązowych szatach, gdy nieopodal zaczęła nadchodzić ogromna piaskowa burza. Z jutowych namiotów wybiegli mężczyźni wołając do mnie „Kalishua! Ratuj! Ratuj nas Kalishua!” – wołali w swoim języku, brzmiało to mniej więcej jak „Kalishua hadgalah!! Hadgalah Kalishua!”. Podbiegli do mnie i padli mi do stóp. Nie zrobiłem nic. Nie czułem nic (choć słyszałem ogromny hałas burzy). Po prostu stałem, dziwiąc się czego ci mężczyźni się boją… Wirująca tuba piachu rozstąpiła się na dwie części, ustępując nam jak woda ustępuję skale. Po prostu rozstąpiła się zostawiając nas bez jakiegokolwiek uszczerbku ani podmuchu wiatru.
Wróciłam do ciała, właśnie dojeżdżałam samochodem do Kałuszyna. Mocno ścisnęłam kierownicę. Obudziłam się na dobre.
Przez całą pozostałą drogę powrotną jaka mi została miałam w głowie tą scenę i głosy „Hadgalah Kalishua!”. Byłam absolutnie zszokowana tym co tam poczułam! Nie tym, że żywioł ustąpił przed nami, ale tym POKOJEM UMYSŁU. Całkowitym niczym nie zmąconym spokojem!
Kalishua został ze mną, został od tamtego wieczora. Był przez lata jak pieczęć odciśnięta w mojej głowie. Wciąż i wciąż wracałam do tego stanu pokoju, wiedząc że jest możliwy, ale nie umiejąc go osiągnąć nawet w prostych sprawach w obecnym pobycie na Ziemi… Był dla mnie drogowskazem. Był cichnącą we mnie nadzieją, którą on przekuł w wiarę.
Aż po latach nadeszła pewność. Absolutna pewność, że mój pokój umysłu i jego są tym samym. Stały się jednym. Trwale osiągnęłam stan umysłu, który ja-Kalishua, sobie pokazałam/ przypomniałam.
A zatem, nazwa „KALISHUA” jest na część tego spotkania, dwóch kochających się umysłów tego samego Ducha. Kochających się tak bardzo, że stały się Jednym.